Key West jest najbardziej na południe wysuniętym miejscem w Stanach Zjednoczonych. To mała wysepka (ma 6,4km na 3,2 km) na samym końcu ciągu innych wysp i wysepek połączonych jedną drogą U1- na samym dole Florydy. Miasteczko- wyspa ma 25 tys mieszkańców, żadnego dużego centrum handlowego (czym byłam zawiedziona) i takie malutkie domki.
Najpierw jednak trzeba się tam dostać. Można lecieć samolotem, bo mają tam nawet międzynarodowy port lotniczy, albo samochodem- jak my- z Miami to tylko 250km. Jedzie się jednak długo, bo prowadzi tam tylko jedna droga, z tylko jednym pasem ruchu, gdzie rzadko da się kogoś wyprzedzić, a do tego wciąż są ograniczenia prędkości.
Widoki jednak są piękne- małe, urokliwe miejscowości i mnóstwo mniejszych lub większych mostów. Największy to most, który nazywa się "7 miles bridge" i ma oczywiście długość 7 mil. Jak opowiadałam o tym mojej mamie, to mówiła, że umarłaby z przerażenia, jadąc tak poprzez wodę aż przez 7 mil, ale wcale nie jest strasznie, zobaczcie:
Na wyspie jest zawsze ciepło, średnia temp roczna to 26 stopni C i jest wyższa, niż w Miami. Nigdy nie schodzi do 0C! :) Okres huraganów trwa od czerwca do października, więc w listopadzie było już po. Poza tym jest tam oczywiście podział na sezon suchy i deszczowy. Deszczowy jest od maja do października, a suchy od listopada do kwietnia - co było widać, bo była tam masa ludzi!
Co ciekawe - w porównaniu do kontynentalnej części Florydy, opady deszczu i
burze występują w godzinach popołudniowych, a w Key West opady deszczu
najczęściej występują wczesnym ranem.
Przez cały nasz pobyt na szczęście ani razu nie padało, chociaż czasami zdarzały się chmury.
Byliśmy tam na pięć dni, zaczynając od piątku i to, co zauważyliśmy, to że strasznie dużo ludzi jedzie tam na weekend. Miejsce to jedno z niewielu w USA, gdzie można pić alkohol na ulicy, co było widać.. Nigdy nie widziałam tylu dorosłych, pijanych ludzi w jednym miejscu!....
Trafiliśmy na Festiwal Speed Boat Race, gdzie wieczorem na głównej ulicy była wystawa wszystkich łodzi biorących udział w wyścigach, a w dzień były wyścigi.
My za to w dzień chodziliśmy na plażę się opalać.
A wieczorem chodziliśmy np na Sunset Boulevard, gdzie codziennie masa ludzi idzie oglądać zachód słońca.
A po zachodzie słońca można iść sobie do różnych knajpek i jeść i pić.
W związku z tym, że z Key West jest bardzo blisko do Kuby - jest tu wiele bardzo dobrych, kubańskich restauracji.
Jedna tak nam się spodobała, że za dwa dni znowu do niej wróciliśmy. Jedliśmy tam rybę Mahi -Mahi, którą oni nazywają też "białym delfinem", ale oczywiście nie jest to delfin (który jest chroniony i się go nie je, chociaż tak na marginesie- we Włoszech ostatnio wybuchła afera, bo niektóre restauracje serwują i sprzedają "pod stołem" mięso z delfina, chociaż to zakazane. Mięso jest ciemniejsze od tuńczyka, prawie czarne).
Ale wracając do ryby Mahi- Mahi- biała, pyszna i delikatna. Wyczytałam na necie, ze nazywa się po polsku Koryfena. Jedliśmy ją z dodatkiem z juki (smakuje prawie, jak ziemniaki) i chipsów zrobionych z platanów. Pycha! Oprócz tego krewetki na tysiąc różnych sposobów, np w wiórkach kokosowych- niebo w gębie! No i zawsze i wszędzie mojito albo innego rodzaju drinki z rumem:)
Wieczorem można też iść np do jednego z trzech portów, aby oglądać mniejsze i większe łódki, albo takie wspaniałe jachty.
Albo takie wspaniałe statki wycieczkowe.
Co jeszcze robiliśmy- w następnym odcinku:)