Probowalam sie pozbierac....
Było strasznie. Nie raz i nie dwa leżąc na podlodze plakalam tak, ze brakowało łez.. Plakalam na ulicy, w metrze, w sklepie... Bylam wrakiem czlowieka...
Niby najwieksza milosc mojego zycia okazała sie największą porażką. Nie tylko zostawil mnie w żałobie, obarczyl winą za to mówiąc, ze to ja go nie wspieralam wystarczająco i ze się czepialam do tego o jego wyjscia nocne na piwo... I ze nie chciał chetnie wracac do domu, skoro ja wciaz bylam smutna i plakalam (nie mialam do tego pracy). Zostawil zrzucajac winę na mnie, a ja musialam potem chodzic do psychologa przez 3 mies, aby pomógł mi zrozumiec, ze to wcale nie bylo tak..
On sam wyjechal sobie do Polski do pracy (tak, to niewiarygodne, ale ja prosilam go o to 2 lata i wciaz mial wymówki, az potem nagle znalazł motywację -aby uciec jak najdalej). W miedzyczasie dowiedzialam sie od kogoś, ze nie był takim ksieciem z bajki ani świętym w trakcie naszego zwiazku... To bylo jak zatruty gwóźdź do trumny.....
Probowalam zyc we Wloszech sama, bez niego. Ale stac mnie bylo tylko na wynajem pokoju u jakiejs rodziny... nie miescilam sie z rzeczami i czulam strasznie musiec czekac w kolejce do lazienki, do kuchni itp. Kredytu na mieszkanie nikt mi nie da, poza tym ile bym musiala miec jako wklad wlasny - nawet sprzedajac mieszkanie w Polsce nie stac by mnie bylo...
Mieszkalam wiec kątem u kogos, bez kogokolwiek bliskiego, Boze Narodzenie spędziłam u kolezanki..... Pomimo przyjaciol, ktorych poznalam w najcięższym okresie mojego zycia - nie chciałam tam zostac sama. Ani czekac, az poznam kogos innego z mieszkaniem, ktory potem w obliczu problemów znowu mnie zostawi i zostane z niczym...
Nie wierze juz facetom i nie chce byc zalezna od nikogo. Zaczęłam szukac pracy w Polsce od stycznia i okazalo sie, ze mialam sporo telefonow i rozmow. Dostalam prace we Wroclawiu, skad wyjechałam 7 lat wczesniej.... Podjelam ciężka decyzje i postanowilam wracac....
Na lotnisku płakałam, w samolocie płakałam....
Jestem w Polsce od miesiaca. Latwo tez nie jest. W pracy codziennie jest coraz lepiej. Poza pracą wciąż jednak troche czuję się jak z innej planety...
Ps. Dowiedziałam się, że on ma juz kogos..