Byliśmy tam o 17.00, wiec jeszcze dużo czasu do nocy i potem cały następny dzień. Wyjeżdżaliśmy w sobotę rano, bo na popołudnie musiałam być już w robocie.
Piękne miasto! Jedne z tych z włoską duszą, pełne charakterystycznych budowli i wąskich uliczek.
Ponte Vecchio - czyli Stary Most, chociaż w polskich artykułach o Florencji tłumaczą to jako "Most Złotników". Pewnie dlatego, że jest pełen warsztatów jubilerów i złotników i pełny turystów, co chcą trochę złota kupić.
Do Katedry Santa Maria del Fiore niestety nie dostaliśmy się, bo kolejka była tak wielka, że zakręcała na końcu placu. Byłoby ze 3 godz stania... A mieliśmy ochotę wejść tez na wieżę, aby móc obejrzeć Florencję z góry.
Udało nam się jednak później po południu zobaczyć wszystko w dole - z jednego z ogrodów do zwiedzania.
Piękny widok! |
Ogromna kopia rzeźby Michała Anioła "David" przed wejściem do ratusza. |
Dużo pozwiedzaliśmy, ale dużo by opowiadać.
To, co dobre w Toskanii to też odmienna kuchnia, wiec jedliśmy w lokalnych, małych osteriach i trattoriach (typu gospoda, małe restauracje z prostym, domowym menu).
A gdy w jednej z uliczek zobaczyliśmy to miejsce z ogromną kolejką, od razu wiedzieliśmy, że to coś lokalnego i dobrego! :)
Staliśmy w kolejce 20 minut, ale warto było!
Na miejscu robią takie niby kanapki - z białej pizzy, przekrawanej na pół. Można wybierać sobie rodzaj sera, rodzaj wędliny, do tego różne rodzaje dodatków, jak pasty do smarowania, warzywa itp.
Ja wybrałam salami toskańskie z nasionami kopru włoskiego (taki niby posmak anyżowy), z serem podwędzanym, z pikantną pastą z papryki czerwonej i z pieczonym bakłażanem i cukinią. Niebo w gębie!
To, co tez mi się w Toskanii podoba, to inny akcent. We Włoszech akcent zmienia się w zależności od regionu i nawet trudno to nazwać innym akcentem- raczej to po prostu inny dialekt, gwara. W Toskanii czasami miałam problem ze zrozumieniem Toskańczyków. Np nie wymawiają oni głoski "k" (pisanej u nich "c", "ch"), tylko wymawiają to jako właśnie "h", więc każdy wyraz brzmi całkowicie inaczej. Np. słowo "amica", które wymawia się jako "amika", brzmi "amiha". Bardzo mi się to podoba! :)
Niecałe 2 dni to za mało, aby zobaczyć wszystko, ale lepsze to niż nic, a nie tak daleko od Rzymu - bo tylko 270 km. Musimy jeszcze kiedyś tam wrócić.
PS. Klikając na zdjęcia - można je powiększyć.
Zdjęcie na początku bloga zachwycające (młodsi napisaliby że ich powala). No i taka powalona czytam i czytam, bardzo ciekawy blog. Pozdrawiam i trzymam kciuki za ... Isia
OdpowiedzUsuńSuper miejsce - zazdroszczę - nawet półtora dnia to marzenie ściętej głowy w chwili obecnej. Ale mam wciąż nadzieję,że odbiję sobie w listopadzie.Piękne fotki....Buziaki
OdpowiedzUsuńDziekuje za podzielenie sie takimi pieknymi wrazeniami.
OdpowiedzUsuńSpedzilam z dziecmi we Florencji 4 dni, ponad rok temu..bardzo duzo zwiedzilismy..piekne miasto!
OdpowiedzUsuńps..chocha chola con la channuccia.. :))
Hoha hola to klasyk ;) Jeszcze "le hose".
OdpowiedzUsuńW Rzymie nasza schiacciata to biala pizza ;)
Pozdrawiam :)))))
dziękuję za odwiedziny i też pozdrawiam!
Usuńpiekny wyjazd
OdpowiedzUsuń