Life

Life

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Dziwy amerykańskie, czyli zdjęciowy misz-masz.


W Stanach wiele rzeczy jest ogromnych, śmiesznych, dziwnych i ciekawych..

Bardzo lubię pomniki amerykańskie- zawsze takie nietuzinkowe. Jak np te poniżej - wielkości człowieka, wyglądające, jak naturalne- dzieła słynnego J.Seward Johnson. Były w wielu miejscach na całym Key West. Jedna z rzeźb miała 9 metrów wysokości, ale źle wyszło zdjęcie..





Tutaj bombki z Key West. Kilka oczywiście kupiłam :)





A tu kilka migawek z ulic Key West.






Prawdziwe gąbki do kupienia.
Co jeszcze można kupić dziwnego w sklepach w Stanach- w nast odcinku :)

czwartek, 16 stycznia 2014

Jeszcze jedna opowieść z Key West.

Za oknem szaro, buro i ponuro, więc wracam do wspomnień z Key West, do ciepełka, słońca i tych chwil relaksu...
Mieliśmy zabawną przygodę w hotelu, gdzie mieszkaliśmy.
Hotelik całkiem przyjemny:


Był basen dla gości, na którym chętnie spędzaliśmy czas.
Raz, leżąc sobie spokojnie na leżakach usłyszeliśmy jakiś dziwny, głuchy odgłos, jakby coś spadło z drzewa. Spojrzeliśmy a tam:


między leżakami spacerowała sobie jakby nigdy nic ogromna jaszczura (a dokładniej to Iguana, czy inaczej - legwan)!!! Wszyscy zaczęli się podnosić i pokazywać ją sobie palcem, a ona w tym czasie doszła już do pani widocznej na zdjęciu w oddali, która nie słyszała co się dzieje. Kobieta akurat opuściła rękę i trafiła na iguanę... Wrzasnęła ze strachu na cały basen i zerwała się przerażona:)))
A iguana jakby nigdy nic- poszła sobie dalej.
Ludzie zaczęli oczywiście robić zdjęcia- my też:) Tym bardziej, ze za kilka chwil pojawiły się jeszcze dwie inne iguany- okazało się, ze mieszkają sobie na palmach wokół basenu i schodzą na jedzenie i aby wygrzać się w słońcu.
Przez większość dnia jedna siedziała na kamieniach na słońcu koło basenu, jakby była stałym bywalcem hotelu:)


A tu regulamin basenu. Na uwagę zwraca punkt dotyczący zakazu wchodzenia do wody, jeśli się ma biegunkę :)))

Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła zdjęć roślinom. A tu poniżej zdjęcie bananowca rosnącego sobie przed jednym z domów.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Life is good, czyli Key West - część II

Przez te Święta i Nowy Rok zapomniałam dokończyć opowieść o Key West.
W związku z tym, ze byliśmy tam w listopadzie- trafiliśmy na Veteran's Day i mogliśmy obejrzeć paradę.



Oprócz tego nie mogło oczywiście zabraknąć pamiątkowego zdjęcia przy obelisku w punkcie najbardziej wysuniętym na południe całych Stanów Zjednoczonych i przy najbardziej na południe zbudowanym domu (tak, tak, Amerykanie uwielbiają takie rzeczy!:)) Ponoć kiedyś znajdował się tutaj tylko znak informujący o tym, ale często był kradziony, więc zastąpiono go tą boją. W rzeczywistości prawdziwy skrajny punkt znajduje się na terenie bazy wojskowej United States Navy (na zachód od obelisku, w dzielnicy Truman Annex), jednak turyści nie mają pozwolenia na wchodzenie na jej teren.



Oczywiście do tej boi wiecznie kolejka, strasznie ciężko jest zrobić zdjęcie bez nikogo. Ale zauważyłam, że w porównaniu do 10 lat temu- miejsce obok boi odnowiono, zrobiono kostkę brukową i mały murek, co jest dosyć mądre, bo zaraz obok jest ulica którą jeżdżą samochody. I chociaż nie jadą szybko, to często zdarzają się turyści całkowicie nieprzytomni :)
Jak już jesteśmy przy ulicy - to własnie z Key West rozpoczyna się autostrada międzystanowa nr 1 - US 1. Została ustanowiona w 1926 roku i rozpoczyna się tutaj a kończy aż pod Kanadą w Fort Kent w stanie Maine. Jej długość wynosi 2369 mil (3813 km). Prowadzi między innymi przez Miami, Waszyngton, Filadelfię, Nowy Jork i Boston. Rozpoczyna się milą 0 a potem mile rosną.


Byliśmy też na latarni morskiej, bo mój S. jest ich wielkim fanem, a we Włoszech wszystkie latarnie należą do wojska i nie ma na nie wstępu dla nikogo. Latarnia została wybudowana w 1847 roku. Zaraz po śmierci pierwszego latarnika- latarnikiem czy raczej latarniczką została kobieta (wdowa po nim), co było raczej niespotykane w XIXw. Prawiła tą funkcję przez 32 lata, aż do ukończenia 82 lat! Można wejść na sam szczyt po 88 schodach, a także obok latarni zobaczyć domek, w którym mieszkała rodzina pani latarnik i posłuchać nagrań albo obejrzeć film historyczny.

Oprócz tego dni mijały nam na słodkim nieróbstwie, a to przecież się robi na wakacjach!:)




u nas gołębie po ulicach chodzą, u nich - takie ptaki :)


Pojazdy na Key West :)


W drinku "Salty Dog" znalazł się nawet polski Sobieski! :))

znalazł się nawet kierunkowskaz do Kalisza! "Tylko" 5374 mil:)
Na zakończenie podsumowanie- Key West jest uroczym miejscem na wakacje, gdy ktoś nie chce za dużo robić czy zwiedzać a oddać się raczej relaksowi. Jest trochę ciekawych galerii sztuki, gdzie można za darmo oglądać tzw modern-art. Jest tam masa sklepów z ciuchami, ale są to jednak ubrania o bardzo niskiej jakości, taka turystyczna tandeta. Poza tym wystarczy zejść z głównej ulicy i przejść się trochę bocznymi uliczkami. Widać biedę i zniszczenie. I bardzo dużo narkomanów, którzy proszą o pieniądze z lekkim obłędem w oku.. Trochę strasznie, szczególnie wieczorem, brr...
Ale ogólnie i tak nam się podobało! :)


czwartek, 2 stycznia 2014

2014 proszę, bądź dla mnie dobry...

Tak, jak uwielbiam Boże Narodzenie, tak nienawidzę końca roku, czyli Sylwestra i Nowego Roku. I nie mam tu na myśli "obowiązkowych" zabaw, bo idę gdzieś, jeśli chcę, a wiele razy przesiedziałam Sylwka na kanapie oglądając dobre filmy i też było super.
Nie lubię końca roku, bo nie potrafię przejść tego bez podsumowań. A ten rok 2013 za dobry to nie był i nie mogłam się doczekać, aby wreszcie się skończył.

Ktoś powie- no przecież mieliście fajne wakacje. Tak, byliśmy w Miami, na Key West i w Nowym Jorku (o tym dopiero będzie). W sierpniu byliśmy na dwa dni w pięknej Florencji.
Ale.. był to rok nadziei, nowych początków, które zawsze kończyły sie jednak źle. Jak TO, które było chyba najtrudniejsze ze wszystkiego... albo moja praca. Bo po stracie pracy w 2012 na pocz 2013 znalazłam nową. I wydawało się, że to dobrze, że fajnie. Ale potem okazało się, że wypłata wypłacana jest z minimum miesięcznym opóźnienieniem. Że co miesiąc trzeba się wprost o te pieniądze upominać, bo właścieciele hotelu zawsze mówili, że jest kryzys i że mają problemy. Umowy dawali mi co 3 miesiące a na końcu, przed samym urlopem wiemy co mi poobiecywali. Ale znowu wyszło inaczej. W związku z tym, że musiałam iść na 2 tyg zwolnienia w październiku, postanowili że mam umowę na cały październik, do 31 a potem po urlopie, jak wrócę po 20/11 to mi dadzą nową umowę. Jednak gdy wróciłam okazało się, że już "się zorganizowali", bo gdy poszłam na zwolnienie to musieli przyjać inną osobę na zastępstwo i na czas mojego urlopu, więc potem już im się lepiej opłacało zostawić kogoś nowego, kto nie pyta od razu o wypłatę, niż dać wrócić mi, która co chwila im d.. zawraca... No i zostałam bez pracy. Zaległe pieniądze jeszcze mi wciąż wypłacają w ratach, ale oczywiście tylko dlatego, ze dzwonię do nich na komórki prywatne co drugi dzień i pytam o kasę...
Poza tym było jeszcze kilka innych spraw w tym roku, co nie poszły dobrze a o nich nie pisałam. Ogólnie ostatnie dwa lata nie były najszczęśliwsze i bardzo, całym sercem pragnę, aby ten nowy rok był nareszcie bardziej pozytywny.
S. pod koniec stycznia zaczyna nową pracę - zmienia obecną na lepsze miejsce, gdzie będzie mieć mniej stresu a więcej zawodowych wyzwań, co on bardzo lubi.
Ja dla siebie chcę tylko jednego. Nowego Początku, który dojdzie szczęśliwie do końca.

A Wam spełnienia Waszych marzeń!
A tu kilka zdjęć grudniowego Rzymu.