Life

Life

niedziela, 22 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!!

Ufff, choinka ubrana nareszcie, chociaż miałam z tym ubieraniem zachodu co niemiara..

We Włoszech choinki ubiera się 8.12. My ubieramy dopiero kilka dni przed Świętami, bo zawsze mamy żywą (w domu od dzieciństwa zawsze tak było i ja nie potrafię ze sztuczną- to całkiem co innego. No a tak to co roku jest inna:))
W związku z tym ubieraniem na początku grudnia już choinkę trzeba kupić, bo potem nigdzie się nie znajdzie, co wiemy z własnego doświadczenia, bo dwa razy już jeździliśmy po wszelkich ogrodnikach w Rzymie przed samymi Świętami i znaleźliśmy jakieś resztki do tego z cenami z kosmosu.
Choinkę kupiliśmy więc na pocz grudnia w Ikei, ale są od razu zapakowane, nie widać jakie są w środku. A z takim kupowaniem, to jak kota w worku!
No i jak widać poniżej - choinka jakaś łysa w środku jest. U góry i na dole ma długie gałęzie, a w środku krótkie, na które nie ma za bardzo jak coś powiesić, bo spada... No ale zrobiłam, co mogłam.. Lepsze to niż nic.



Kochani, życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt, odpoczynku, dobrego jedzonka, zadumania i radości z tych chwil z rodziną. A tym, którzy są na emigracji- abyście pamiętali, że atmosferę Świąt się tworzy samemu i to, jak sobie te Święta przygotujemy - takie będą. 
A w Nowym Roku spełnienia wszelkich marzeń: tych dużych i tych maleńkich!

A tu nasz nowy nabytek z Key West :)

wtorek, 17 grudnia 2013

Na końcu Ameryki - czyli Key West

Key West jest najbardziej na południe wysuniętym miejscem w Stanach Zjednoczonych. To mała wysepka (ma 6,4km na 3,2 km) na samym końcu ciągu innych wysp i wysepek połączonych jedną drogą U1- na samym dole Florydy. Miasteczko- wyspa ma 25 tys mieszkańców, żadnego dużego centrum handlowego (czym byłam zawiedziona) i takie malutkie domki.


Najpierw jednak trzeba się tam dostać. Można lecieć samolotem, bo mają tam nawet międzynarodowy port lotniczy, albo samochodem- jak my- z Miami to tylko 250km. Jedzie się jednak długo, bo prowadzi tam tylko jedna droga, z tylko jednym pasem ruchu, gdzie rzadko da się kogoś wyprzedzić, a do tego wciąż są ograniczenia prędkości.
Widoki jednak są piękne- małe, urokliwe miejscowości i mnóstwo mniejszych lub większych mostów. Największy to most, który nazywa się "7 miles bridge" i ma oczywiście długość 7 mil. Jak opowiadałam o tym mojej mamie, to mówiła, że umarłaby z przerażenia, jadąc tak poprzez wodę aż przez 7 mil, ale wcale nie jest strasznie, zobaczcie:


Na wyspie jest zawsze ciepło, średnia temp roczna to 26 stopni C i jest wyższa, niż w Miami. Nigdy nie schodzi do 0C! :) Okres huraganów trwa od czerwca do października, więc w listopadzie było już po. Poza tym jest tam oczywiście podział na sezon suchy i deszczowy. Deszczowy jest od maja do października, a suchy od listopada do kwietnia -  co było widać, bo była tam masa ludzi!
Co ciekawe - w porównaniu do kontynentalnej części Florydy, opady deszczu i burze występują w godzinach popołudniowych, a w Key West opady deszczu najczęściej występują wczesnym ranem.
Przez cały nasz pobyt na szczęście ani razu nie padało, chociaż czasami zdarzały się chmury.

Byliśmy tam na pięć dni, zaczynając od piątku i to, co zauważyliśmy, to że strasznie dużo ludzi jedzie tam na weekend. Miejsce to jedno z niewielu w USA, gdzie można pić alkohol na ulicy, co było widać.. Nigdy nie widziałam tylu dorosłych, pijanych ludzi w jednym miejscu!....
Trafiliśmy na Festiwal Speed Boat Race, gdzie wieczorem na głównej ulicy była wystawa wszystkich łodzi biorących udział w wyścigach, a w dzień były wyścigi.

My za to w dzień chodziliśmy na plażę się opalać.


A wieczorem chodziliśmy np na Sunset Boulevard, gdzie codziennie masa ludzi idzie oglądać zachód słońca.


A po zachodzie słońca można iść sobie do różnych knajpek i jeść i pić.


W związku z tym, że z Key West jest bardzo blisko do Kuby - jest tu wiele bardzo dobrych, kubańskich restauracji. Jedna tak nam się spodobała, że za dwa dni znowu do niej wróciliśmy. Jedliśmy tam rybę Mahi -Mahi, którą oni nazywają też "białym delfinem", ale oczywiście nie jest to delfin (który jest chroniony i się go nie je, chociaż tak na marginesie- we Włoszech ostatnio wybuchła afera, bo niektóre restauracje serwują i sprzedają "pod stołem" mięso z delfina, chociaż to zakazane. Mięso jest ciemniejsze od tuńczyka, prawie czarne).
Ale wracając do ryby Mahi- Mahi- biała, pyszna i delikatna. Wyczytałam na necie, ze nazywa się po polsku Koryfena. Jedliśmy ją z dodatkiem z juki (smakuje prawie, jak ziemniaki) i chipsów zrobionych z platanów. Pycha! Oprócz tego krewetki na tysiąc różnych sposobów, np w wiórkach kokosowych- niebo w gębie! No i zawsze i wszędzie mojito albo innego rodzaju drinki z rumem:)




Wieczorem można też iść np do jednego z trzech portów, aby oglądać mniejsze i większe łódki, albo takie wspaniałe jachty.


Albo takie wspaniałe statki wycieczkowe.


Co jeszcze robiliśmy- w następnym odcinku:)

czwartek, 12 grudnia 2013

Wygrzebane z archiwum - o szopkach.

Miałam pisać jeszcze o pobycie na Key West, ale w związku z tym, że grudzień to mój ulubiony miesiąc w roku (no oprócz maja) i uwielbiam tą atmosferę oczekiwania na Święta, to przypomnę tu na chwilkę mój wpis z roku 2010, kiedy pisałam o tym, jak we Włoszech na Święta najważniejsze są szopki.

 "We Włoszech nie obchodzi się Mikołajek, więc okres Świąt Bożego Narodzenia zaczyna się dwa dni później niż w Polsce, bo dzisiaj- 8 grudnia. Jest to Święto Zwiastowania Najświętszej Marii Panny, które jest dniem wolnym od pracy. Od tego dnia pojawiają się oficjalnie na ulicach dekoracje świąteczne, na balkonach i w oknach światełka, a w domach ubiera się choinki. Oczywiście my choinki nawet jeszcze nie kupiliśmy, ale już tydzień temu w Ikei sprzedawali żywe i widzieliśmy wielu ludzi, który kupowali!
Według tradycji powinno się też od tego dnia ustawić w domu szopkę bożonarodzeniową, jednak wiele rodzin włoskich robi to dopiero w Wigilię. Na początku ustawia się jedynie Matkę Boską i Józefa i inne postacie a Dzieciątko Jezus wkłada się do szopki dopiero 24 grudnia o północy. Natomiast 6 stycznia (zresztą też dzień wolny od pracy:)) do szopki wkłada się Trzech Króli. Tradycja szopek pochodzi właśnie stąd, z Włoch – bo tu zrobił pierwszą szopkę św Franciszek (w 1223r). Wiecie, że tutaj szopki są nie tylko w kościołach ale też w szkołach, szpitalach i innych instytucjach oraz na osiedlach? 
Taka szopka tania nie jest. Generalnie Włosi co roku wydają na nie tysiące euro, bo szopka domowa kosztuje ok 100euro. I to taka, w której figurki są małe ok.5 cm (bo takie np o wys 30cm kosztują 40 euro za sztukę). Niektórzy robią ręcznie, z papieru itp, albo po prostu kupują je i kompletują latami – co roku dokupując nowe figurki i detale: drzewka, mostki, budynki itp. Niektórzy rozbudowują szopki do małych miasteczek:) My szopki nie mieliśmy w zeszłym roku, w tym raczej też nie, chociaż to wielkie marzenie S. więc chyba od następnego roku już będziemy zbierać figurki :) Co ciekawe – oprócz Marii, figurek świętych i zwierząt są również postacie ulicznych sprzedawców lub kucharzy przygotowujących spaghetti i ciasto na pizzę. Można też kupić figurki znanych ludzi – polityków, piłkarzy czy np Pavarotti. W tym roku, w Neapolu wciąż zawalonym śmieciami – w jednej szopce wszystkie postacie są w maseczkach higienicznych. A jeden z pasterzy zatyka nos nie mogąc wytrzymać odoru z rozrzuconych wokół żłóbka worków ze śmieciami. (zdjęcie ze strony www.napolipuntoacapo.it) "



W Rzymie jest nawet Muzeum Szopek, jak chcecie poczytać i zobaczyć zdjęcia, to zapraszam  tutaj.

wtorek, 3 grudnia 2013

Nie tylko plażą Miami żyje, czyli - sztuka, art deco i film

To, co bardzo nam się podobało - to te wszystkie, przepiękne galerie art deco, gdzie można wejść za darmo, obejrzeć i kupić a potem wysyłają wszystko pięknie zapakowane na cały świat. Szkoda tylko, że kosztuje to trochę.



W jednej galerii prezentują sztukę Romero Britto, którego wcześniej (co muszę przyznać ze wstydem) wcale nie znałam. Zakochałam się jednak od razu w jego pracach, tak pełnych kolorów!!


Jest on z pochodzenia Brazylijczykiem, dlatego też ma obecnie wiele prac na Fifa World Cup, który odbędzie się w 2014 roku własnie w Brazylii.




Artysta ten mieszka od wielu lat w Miami, ale na początku wcale nie był znany, mówi się, że po przybyciu do Stanów mieszkał przez pewien czas na ulicy. Nie wiem, czy w to wierzyć, bo w necie jest tylko napisane, ze krótko po jego przybyciu do Miami, w 1989 roku - do jego studia zawitał Michel Roux, jeden z założycieli Absolut Vodka i poproisł go o uczestnictwo w kampanii Absoluta. No i od tej pory zaistniał na swiecie. Projektował dla Disney, Pepsi, BMW itp, itd. Robi wszystko- począwszy od obrazków, poprzez rzeźby, figurki itp. 


W jego galerii w Miami (ale znalazłam tez masę rzeczy na amazonie) można kupić obrazy, walizki, parasolki, kubeczki, portfele itd, itd.
Więcej o nim TU

Inną galerią, gdzie otworzyliśmy szeroko oczy a pewnie i trochę usta była Galeria LIK - zobaczcie.
Zdjęcia natury zapierające dech w piersiach, duże na całe ściany. Można sobie oczywiście kupić i wyślą prosto do domu - zestaw 4 małych obrazków kosztuje "tylko" 500$. Duże - sama nie wiem, ale minimum tysiąc.
Zdjęcia są przepiękne, można sobie wybrać ramki do nich. Najlepsze jest jednak to, że pokazują oni w tej galerii, jak się zmienia wygląd zdjęcia w zależności od światła dziennego. Mają tam specjalne pokoje, gdzie zmieniają światło począwszy od takiego, jakie jest przy wschodzie słońca, poprzez ostre słońce aż do zmierzchu. Nam pokazano na przykładzie np tego zdjęcia (zdjęcie ze strony galerii)


Efekt był niesamowity! Jakby poprzez skały przeświecały promienie słoneczne aż do zniknięcia prawie całego obrazu w ciemności - było widać tylko środek z wodą... Cudo!
***

Jednego dnia natomiast staliśmy się paparazzi - pojechaliśmy na "łowy" do jednego miejsca w Miami - do Bay Harbor Islands. No bo tam koniecznie chcieliśmy zrobić zdjęcie tego miejsca:


A dokładnie chodziło nam o drugie piętro, drugi apartament od prawej strony- z nr 10B na drzwiach. Ktoś kojarzy? :) Gdy zamieściłam zdjęcie na FB - kilka osób zgadło...
Dla ułatwienia dodam, że kręcono tutaj pewien słynny serial amerykański, który po 8 sezonach zakończył się niestety we wrześniu tego roku.
W apartamencie tym mieszkał główny bohater.
Jeszcze do zeszłego roku miejsce to było otwarte, można było podejść pod same drzwi. Niestety - obszar został zamknięty bramą z domofonem, gdzie trzeba wstukać kod, aby wejść. Aby zrobić to zdjęcie - musieliśmy wcisnąć się między śmietniki już za ogrodzeniem i z krzaków poprzez metalowe barierki pstryknąć kilka fotek :) Do tego już jakaś pani z budynku obok przez okno pytała, czy mamy zamiar przeszkadzać, czy ma zadzwonić po ochronę.. Szybko się zmyliśmy, ale kilka zdjęć jest!