Life

Life

niedziela, 20 kwietnia 2014

Buona Pasqua!

Nie pamiętam, czy kiedyś pisałam, jak się obchodzi Wielkanoc we Włoszech. Pisałam o tym na pewno na stronie "Oliwa z oliwek".

Wielkanoc we Włoszech zawiera się w ich słynnym powiedzeniu: „Natale con i tuoi, Pasqua con chi vuoi” co oznacza, że Boże Narodzenie spędza się z rodziną, natomiast Wielkanoc z kim się chce - najczęściej z przyjaciółmi na dłuższych lub krótszych wyjazdach.

Ale zanim te masowe wyjazdy się zaczną to Włosi przez cały Wielki Tydzień - Settimana Sacra - organizują w całym kraju procesje i misteria pasyjne, które stały się także atrakcją turystyczną.
Rozpoczyna się Niedzielą Palmową, w którą w kościołach święcone są gałązki oliwne oraz palmowe.
W Prizzi na Sycylii odbywa się uroczysty wjazd Jezusa na osiołku do miasta.
W Wielki Piątek w niezliczonych miastach i miasteczkach są organizowane inscenizacje Drogi Krzyżowej. Najsłynniejszą jest ta w Rzymie, wokół Colloseum, którą prowadzi sam Papież niosąc drewniany krzyż. Stacje krzyżowe rozlokowane są w miejscach, gdzie podobno znajdowały się miejsca męczeńskiej śmierci pierwszych chrześcijan.
Wielka Sobota to niestety zwyczajny dzień - nie ma tu tradycji święcenia pokarmów.

Niedziela Wielkanocna to przede wszystkim uroczysta msza na Placu Św. Piotra w Watykanie, pod przewodnictwem papieża, zakończona błogosławieństwem miastu i światu - Urbi et Orbi.
Symbolem Wielkanocy we Włoszech nie są jajka, lecz baranek. Dlatego w Niedzielę Wielkanocną na stołach króluje głównie baranina: barania pieczeń z rozmarynem i czosnkiem, podawana z młodymi ziemniakami lub pieczone jagnię. Na przystawkę podaje się jajka, ale w małej ilości i krojone w plasterki z wędliną (najczęściej z salami). Na pierwsze danie podawany jest barani rosół, bardzo tłusty, z pierożkami cappulletti.
A na deser jest słynne ciasto – Colomba. Przypomina trochę nasze wielkanocne baby - jest puszysta i z mnóstwem bakalii, ma jednak odmienny kształt- kształt lecącej gołębicy (po wł. Colomba). Jego historia sięga VI wieku, kiedy to mieszkańcy Pawii na znak pokoju wysłali takie ciasto królowi Albionowi, oblegającemu ich miasto. Teraz nikt nie piecze ich jednak w domu, ponieważ w sklepach wszelkie włoskie firmy cukiernicze prześcigają się z różnorakimi rodzajami Colomby. Nie ma w nich jednak ziarenka bobu, które w przeszłości wkładano do środka, aby przyniosło szczęście temu, kto je znajdzie.

Jajka królują, owszem, ale głównie w postaci ogromnych jajek czekoladowych, którymi obdarowuje się dzieci (chociaż nie tylko). W środku są różnego rodzaju niespodzianki: zabawki, krawaty, apaszki, czapki itp. Wczoraj w jednym sklepie widziałam takie ogromne czekoladowe jajo:

25 kg "tylko" 99 euro! :))

Ja śniadanie polskie sobie dziś zrobiłam: kiełbaska biała, sałatka jarzynowa, polędwica sopocka i jajka z majonezem. Obiad mieliśmy u znajomych, każdy coś przyniósł - ja: polski żurek :))

Poniedziałek Wielkanocny to tzw. Pasquetta, czyli Mała Wielkanoc. Jeśli ktoś nie wyjechał wcześniej, to w ten dzień jeszcze ma możliwość krótkiego wypadu za miasto lub chociaż spędzenia dnia na łonie przyrody. Są to pierwsze wiosenne pikniki z zabawami i mnóstwem śmiechu. Nikt nie obawia się oblewania wodą, bo takiej tradycji po prostu tutaj nie ma.
My własnie jutro rano jedziemy do teściów bo dzisiaj mój S. musiał pracować. A tu jajka z Polski: drewniane, ręcznie malowane i wycinane. Do tego cukrowy baranek, kupiony w Polsce chyba ze 2 lata temu, wiec do jedzenia raczej nie bardzo się nadaje, za to dekoracji jak najbardziej :)



Wesołych Świąt wszystkim!

niedziela, 13 kwietnia 2014

Nie ma jak z mamą!

Z Polski wróciłam razem z mamą, która już od lat chciała zobaczyć wcześniejszą wiosnę we Włoszech a w Rzymie była tylko raz i to w listopadzie (w dodatku dawno, bo w 2010 roku).

Było wiec obowiązkowe zwiedzanie kilku miejsc, ale podzielone na etapy, bo mama była aż 10 dni!


Grób naszego Papieża.



Ogrody Pomarańczowe

Panteon
Ganicolo, czyli wzgórze, z którego widać całą panoramę Rzymu.

Najbardziej się cieszyłam, że w końcu wybrałam się na "Anioł Pański" w niedzielę do Watykanu, bo mama bardzo chciała iść. Wiecie, ze przez 5 lat mieszkania w Rzymie - nigdy jeszcze nie dotarłam tam w południe w niedzielę?! :)


Papieża widziałyśmy, chociaż daleko, w oknie, ale to jednak coś :)
A po kilku dniach spotkałyśmy drugiego "papieża" siedzącego spokojnie na ulicy:

Przed nim był podpis: "Nie jestem prawdziwym papieżem, Ubrania nie są oryginalne. Nie udzielam błogosławieństwa" :)))

Oprócz tego zrobiliśmy mojej mamie niespodziankę i zabraliśmy ją jednego dnia do Toskanii.
Montepulciano

Montepulciano

Pienza
Byliśmy w Montepulciano, gdzie kilka lat temu kręcili bodajże drugą część słynnej sagi "Twilight" i w Pienzy, gdzie widok na okoliczne wzgórza został wpisany na listę Unesco jako jeden z najpiękniejszych.
Mama była w siódmym niebie! :)

Ja za to byłam też w niebie, gdy mama zrobiła masę pierogów ruskich, z twarogiem przywiezionym z Polski!(tutaj jest dostępny też tylko w sklepie polskim, w sklepach włoskich twarogu nie ma, ew ricotta, ale to nie to samo)
oczywiście to tylko część pierogów
Było robienie makowca (tak, wiem, że to nie te święta, ale nigdy nie robiłam, a tak to mama mi pokazała i na Boże Narodzenie chyba spróbuję). Było gadanie o roślinach i kwiatach i oczywiście przesadzanie na balkonie. Zresztą gadania to nie zabrakło, zabrakło tylko czasu, bo te 10 dni to minęły zdecydowanie za szybko!
Następne kilka dni było dla mnie naprawdę bardzo ciężkie... :(

sobota, 5 kwietnia 2014

Powrót do przeszłości

 U rodziców wróciłam do przeszłości. I to dosłownie.
Najpierw tata pokazał mi schowane przez mamę w jakimś kącie- nasze (moje i siostry) stroje krakowskie z dzieciństwa, które uszyła nam kiedyś mama.
To mój.
Mój z przodu.
To siostrzany.

Chodziłyśmy w nich na bale choinkowe:) Miałyśmy te spódniczki w kwiatki, do tego małe białe fartuszki, białe bluzki i plastikowe wianki. Są w całkiem dobrym stanie, oczywiście brakuje koralików i cekinów tu i tam, ale można to naprawić. Są chyba cekiny do dostania w pasmanteriach?

Tak mnie napadły wspomnienia, że wdrapałam się na strych i zaczęłam szperać w dziesiątkach kartonów.
Znalazłam np to:

Uwielbiałam "Metro"! Znałam wszystkie piosenki na pamięć... Oprócz tych kaset, w kartonie było dużo więcej: Varius Manx, Mafia, The Police, Kazik, Kult, De Mono, Formacja Nieżywych Schabuff, Edyta Górniak, Leroy, Wilki, T.Love. No i oczywiście Madonna.
Byłam ogromną fanką Madonny! W związku z tym, ze mieszkałam nad morzem - znałam wiele dzieci, których tatowie "pływali" i przywozili zagraniczny "Popcorn" czy "Bravo". Kupowało się na przerwach plakaty :)  Mój tato pracował w restauracji w dużym hotelu, gdzie był też "Pewex", więc tez czasami coś mi przynosił. Zrobiłam sobie grubaśny album o Madonnie:



Siedziałam i siedziałam na tym strychu i grzebałam w tych kartonach, aż mój tato przyszedł sprawdzić "czy żyję", bo siedziałam tam już od 2 godzin! :)
Znalazłam jeszcze to!


Pamiętacie, jak kiedyś pisałam, że szukam na allegro tych książek "Kuchnia pełna cudów"? Na szczęście się znalazły na strychu! :) Oprócz tego było kilka "Poczytaj mi mamo" i cała seria książek Henryka Sienkiewicza.. Kiedyś to się książki kupowała na lata, albo nawet "na całe życie".

Ale sobie powspominałam! Znalazłam też grubaśny zeszyt z wierszami o miłości, które skrzętnie przepisywałam z książek, z piosenek it.

Były tez moje pamiętniki, ale skrzętnie zapakowane i schowane głęboko, aby nikt ich nie przeczytał...

A na koniec, jak wisienka na torcie- kilka kaset video. Z teledyskami nagrywanymi z telewizji, oraz nagrania z kamery, które namiętnie robił mój tato: na spacerach, świętach itp a my tego tak nie lubiłyśmy! Wiecie, jak cudownie móc się obejrzeć na starej kasecie? I powiedzieć: "Boże, ja się tak okropnie ubierałam?!" :)))

Kasety przywiozłam do Włoch, bo tutaj będę miała możliwość przegrania u teściów na dvd.
Echhhh wspomnienia!!!!

Dziewczyna nad morzem

Potem były prawie 4 dni nad morzem. W domu. Prawie, bo wiecie, że pociąg z Wrocławia do Kołobrzegu (odległość to 400 km) jedzie 7,50 godziny?!?! Wyjeżdżając wiec z Wrocławia o 11.30 dojeżdża się na 19.00 na miejsce. Cały dzień w podróży- i to tylko 400 km! To bym już doleciała do Rzymu i z powrotem! Masakra....

W Kołobrzegu mieszkałam ponad 20 lat, więc sporo :)
Niestety pogoda była taka sobie, tzn zimno i mgliście, ale nie przeszkodziło mi to w spacerze nad morze!











Pooddychałam pełną piersią i naszym bałtyckim jodem. Pozaglądałam w stare kąty. Zobaczyłam, jak drzewa urosły w wielu miejscach.. I tak, znowu miałam atak wspomnień :)