Life

Life

piątek, 23 maja 2014

Dziwy amerykańskie cz. 3

No wiem, nie piszę. Bo i nie ma o czym. Dni lecą powoli jeden za drugim. Wciąż szukam pracy.. Wymagania ludzie maja nie wiadomo jakie, najlepiej 10 lat doświadczenia, figura modelki i 25 lat, ehh... Pracy szukam nie tylko w hotelach, ale i biurach, sklepach itp. Jeżdżę po mieście i zawożę CV także do miejsc, gdzie nie ma ogłoszeń, no ale może kiedyś będą kogoś szukać.. W sumie to tak znalazłam ostatnią pracę..
I jak na razie nic. Dobija mnie to, nie mam prawa do zasiłku dla bezrobotnych, bo ten przyznają tylko, gdy się przepracowało 2 lata a ja pracowałam po ostatnim zasiłku niecały rok. Jako bezrobotna jestem zarejestrowana i chociaż tyle dobrze, że wszelkie badania medyczne mam za darmo przez rok (normalnie we Włoszech płaci się tzw "ticket", czyli pewną część za każdą wizytę, badanie krwi itp.)
 *******

Wiosna już a przecież miałam napisać o jesieni w Nowym Jorku! Boże, umknęło mi to gdzieś, obiecuję, że następny post o tym będzie!
A dziś znowu trochę o dziwach amerykańskich, bo co krok zawsze mnie coś tam zadziwia :)

To, że Amerykanie to naród raczej leniwy jest pewnie każdy wie. Mają wszędzie i prawie wszystko drive-through - nie tylko McDonald's czy inny Taco Bell czy jakikolwiek fast food. Są to też apteki albo np banki. Jeśli chcecie wpłacić do banku pieniądze, wymienić czek itp - nie musicie wysiadać z samochodu i iść do banku. Wystarczy, że zatrzymacie się przy jednym z takich stanowisk:


Potem wystarczy włożyć czek do takiej rury, nacisnąć przycisk i poczekać aż poleci to do banku i wróci z pieniędzmi :)


Najbardziej zdziwiło mnie jednak takie oto drive-thru na Key West:


Bo wszystko można zrozumieć, ale żeby móc kupić alkohol prowadząc samochód? :)

Inną ciekawostką na pewno jest to:


To akurat fajnie by było, gdyby wprowadzili w Polsce albo we Włoszech. A tak to zawsze problem z tymi rowerami... No bo wszystko może się zdarzyć: pęknąć dętka albo np pojechaliśmy za daleko i nie mammy siły na powrót :) A tu pan przyczepi rower do autobusu i jedziemy:)

Amerykanie są wielkimi fanami sportów. I jak spędzają niedziele? Jeśli są jakiekolwiek rozgrywki stanowe, to na pewno przed telewizorem. Najczęściej idzie się do baru/pubu i tam ze znajomymi- wszyscy ubrani obowiązkowo w koszulki "swojej" drużyny - kibicuje się przy piwku. Mecz trwa dobrych kilka godzin, bo reklamy są co chwilę:) A w TV na każdym programie sportowym (i nie tylko) jest mecz na żywo z jakiegoś stanu.


Jak ktoś kibicuje wielu drużynom, to nie wie, który kanał oglądać. Jednak i na to znalazł się pomysł - kanał, na którym w real time pokazują obecną sytuację każdego meczu:


I mamy wszystko w jednym :)

A na koniec w barze, możemy na stole znaleźć takie np torebeczki cukru: