Life

Life

piątek, 11 stycznia 2013

Ocean, Czernobyl i życie w PRLu.

Dziś będzie o książkach.


"Życie Pi" Yanna Martela nie trzeba wcale reklamować, bo dzięki fabularyzacji tej książki wszyscy o niej usłyszeli. A książka napisana 10 lat temu i zawsze była na mojej liście książek do przeczytania. Tylko, ze lista jest tak długa, a do tego wciąż do niej dopisuję nowe pozycje, że chyba życia mi nie starczy na wszystko.
No ale w związku ze zbliżającą się premierą filmu (a film bardzo chciałam obejrzeć) - zabrałam się za czytanie. Bardzo, bardzo mi się podobało - zarówno książka jak i film. Muszę powiedzieć, ze to jeden z niewielu filmów na podst książki, który naprawdę zrobili dobrze. 
Książka opowiada o indiańskim chłopcu, który ratuje się z tonącego statku i spędza 7 miesięcy na tratwie na oceanie.. wraz z tygrysem. Jak to robi, że daje radę przeżyć? Trzeba przeczytać, bo w książce jest wiele jego przemyśleń, walki ze sobą samym, nadziei i tracenia jej itp, czego w filmie jednak nie udało się pokazać.


Drugą książką, którą ostatnio przeczytałam była "Witamy w piekle. Wyprawy do miejsc odradzanych przez biura podróży" Doma Joly. Jeszcze lepszy jest tytuł oryginalny: "The Dark Tourist. Sightseeing in the world's most unlikely holiday destinations." Bo autor właśnie wpadł na pomysł wyjazdu w miejsca, w które zazwyczaj się nie jeździ. Wybrał się więc np do Iranu, żeby pojeździć na nartach (tak, mają tam góry i śnieg!:)) W USA odwiedził miejsca zabójstw Kennedy'ego, Lennona i ruiny WTC. Był tez w Kambodży, Bejrucie i w Czarnobylu, gdzie drżał ze strachu, przed promieniowaniem. "Po dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się tuż przy reaktorze nr 4. Przyrząd Siergieja zaczął wariować i jego odczyty były dziesięć razy wyższe, niż na poprzednim postoju. Wszyscy chcieliśmy czym prędzej zrobić zdjęcia i spadać stąd tak szybko, jak się tylko da, mimo że ten reaktor stanowił główny powód naszej wizyty."
Autor opowiada o wszystkim z właściwym sobie poczuciem humoru, jak np w trakcie podróży do Korei Płn: "Dalej zauważyłem grupę ludzi- wśród nich znajdowały się chyba całe rodziny-kucających na skraju drogi. Wyglądali, jakby przycinali nożycami trawę na poboczu, ale coś musiało mi się pomylić."
Jednym słowem - warto, można poznać wiele ciekawych miejsc i nieźle się pośmiać przy tym.

Pamiętacie, jak kiedyś na starym blogu pisałam o fantastycznym komiksie, opowiadającym o czasach PRL z perspektywy dziecka? Teraz ukazała się jeszcze lepsza książka. "Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem."

Małżeństwo dziennikarzy wpadło na pomysł przeniesienia się w realia czasów PRLu z lat 1981-82. Oczywiście nie za sprawą czarów, tylko spróbowali odtworzyć, jak się żyło w tamtych czasach. Przeprowadzili się z 2 letnią córeczką do bloku z wielkiej płyty, jeździli maluchem, gotowali wg przepisów z archiwalnych numerów "Przyjaciółki" i "Kobiety i życie", dziecku dali zabawki pamiętające czasy PRLu. Oboje po 30stce pamiętali dzieciństwo, gdy zabawy nie polegały na siedzeniu przed komputerem, ale na siedzeniu na trzepaku i graniu w gumę albo w klasy. Gdy weekendy spędzało się na działce a nie w centrum handlowym. Gdy pomarańcze były tylko na Święta a pampersy nie istniały. A dzieci nie chodziły na kursy baletu, jogi, hiszpańskiego - tylko szły na podwórko z kluczem na szyi.
To pamiętamy wszyscy, ale czy zdajemy sobie sprawę, jak wyglądało to życie dla naszych rodziców, którzy wtedy byli w naszym obecnym wieku? Jak musieli kombinować co do garnka włożyć, musieli prać godzinami pieluchy tetrowe w wielkim garze, jak nie mieli tego wszystkiego co teraz jest na wyciągnięcie ręki? Takie np podpaski ze skrzydełkami, czy tampony. Była tylko wata, która się przesuwała i przesiąkała bardzo szybko. Jak te nasze mamy sobie radziły? Okazuje się, że można było sobie pomóc torebką foliową...
Nie było wszelkiego rodzaju super hiper środków czyszczących nowej generacji, czy milionów kremów i odżywek do włosów. Bohaterka przestawia się na krem Nivea, który używało się i do twarzy i do rąk i do ciała, robi sobie trwałą, aby włosy jakoś wyglądały a w domu pierze w pralce Frani, w proszkach IXI i E. Do czyszczenia w domu używa pasty BHP (pamiętam, moja mama też jej używała!) i nieśmiertelnego płynu do naczyń Ludwik. Ludwikiem odplamia się plamy na ubraniach, myje się okna i podłogi. Wiecie, ja nawet teraz też często nalewam płynu do naczyń na tłuste plamy a okna zawsze myję najpierw wodą z płynem a dopiero potem jakimś sprayem, bo wydaje mi się, ze sam spray tego brudu dobrze nie usunie?...

Były też kolejki, w których stało się godzinami, ale teraz to już nie to samo: "(...) stoimy min.: - 14 minut w Grudziądzu po (...) bezpłatny napój energetyzujący, - 22 min na dworcu PKP po bilety na pociąg, - 8 min na bazarku (...) do stoiska z chlebem." Okazuje się jednak, ze w kolejkach nie chodziło tylko o stanie, ale o rozmowy Polaków. O dyskusje o polityce, gospodarce, o plotki co, gdzie i u kogo...
Pamiętacie kartki? W książce próbują jeść tylko tyle, ile by mieli z kartki. Czyli: "Rodzina z dwuletnim dzieckiem? (...) 2 kg cukru, 9 kg mięsa, 6 kg mąki, 5 kg kasz na kwartał. 750 gr margaryny i 6 tabliczek wyrobów czekoladopodobnych plus 2 butelki wódki i 24 paczki papierosów." Papier toaletowy trzeba było sobie wystać, ziemniaki, marchewkę czy jabłka kupić w 50 kg workach od rolnika i schować do piwnicy (pamiętam, ziemniaki i nawet cukier mieliśmy w takich worach w piwnicy).

Książka jest wspaniałą podróżą do przeszłości. Są też czarno-białe zdjęcia bohaterów w ich "małym PRLu" w ortalionowych dresach, bez komórek, wśród PRL-owskich ubrań, naczyń, sztućców, zabawek, gazet, kalendarzy i innych szpargałów. Połknęłam ją w 4 dni i co chwilę opowiadałam o czymś mojemu S., który słuchał z niedowierzaniem, że gdy się kończył szorstki, brązowy papier toaletowy to się używało gazet :) U nich od zawsze był papier miękki...

PS. Tak już na marginesie- coś nam jednak z tych nawyków PRLu zostało. Np takie wynoszenie z pracy tego, co się da wynieść: chociażby koperty, długopisy. "Wtedy to była norma. Budowlańcy kradli deski, kierowcy benzynę, kucharki mięso." (...) "To nie była kradzież. (...) jak człowiek wynosił coś z pracy, to czuł się prawie jak opozycjonista. Bo ruskie władze w ten sposób osłabiamy."

2 komentarze:

  1. Wiele ludzi w Polsce nadal zyje jak w PRL-u, a nawet gorzej,bo ich nie stać na te dobra zgromadzone w sklepach i mogą sobie tylko "window shopping" urządzać.
    Ogladałam spotkanie z autorką tej ksiązki w TVP Kultura. Moja corka, chyba w podobnym wieku, byla karmiona przeze mnie filmami z epoki, to dla niej nihil novi sub sole. Sama jezdzila maluchem z naszą rodziną do wczesnych lat 90. A po swoim paroletnim pobycie za granicą ma manię robienia zakupow odziezowych i musi miec pelną lodowke. Wiele rzeczy musi ciagle wyrzucac, bo wszystkiego za duzo.
    A ja z tamtych cięzkich czasow, bardziej szanuję,co kupię, a przetrwalismy, bo nie znalismy czego innego. Filmy z zachodu to byly tylko filmy i nie odnosily sie do naszej rzeczywistosci. My zylismy w innym swiecie. Moj Kim nie lubi tych wspomnien i nazywa to moją "martyrologią komunistyczną". Ja opowiadam mu cos czasami, patrzy ze wspolczuciem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój S. też wiele rzeczy nie rozumie z tamtych czasów w Polsce, wielu rzeczom się dziwi. No ale cóż, takie były czasy. Mi na zawsze zostało robienie obiadów na 2 dni i nie wyrzucanie jedzenia- zawsze kombinuję,jak wykorzystać resztki:)

    OdpowiedzUsuń