Life

Life

wtorek, 17 grudnia 2013

Na końcu Ameryki - czyli Key West

Key West jest najbardziej na południe wysuniętym miejscem w Stanach Zjednoczonych. To mała wysepka (ma 6,4km na 3,2 km) na samym końcu ciągu innych wysp i wysepek połączonych jedną drogą U1- na samym dole Florydy. Miasteczko- wyspa ma 25 tys mieszkańców, żadnego dużego centrum handlowego (czym byłam zawiedziona) i takie malutkie domki.


Najpierw jednak trzeba się tam dostać. Można lecieć samolotem, bo mają tam nawet międzynarodowy port lotniczy, albo samochodem- jak my- z Miami to tylko 250km. Jedzie się jednak długo, bo prowadzi tam tylko jedna droga, z tylko jednym pasem ruchu, gdzie rzadko da się kogoś wyprzedzić, a do tego wciąż są ograniczenia prędkości.
Widoki jednak są piękne- małe, urokliwe miejscowości i mnóstwo mniejszych lub większych mostów. Największy to most, który nazywa się "7 miles bridge" i ma oczywiście długość 7 mil. Jak opowiadałam o tym mojej mamie, to mówiła, że umarłaby z przerażenia, jadąc tak poprzez wodę aż przez 7 mil, ale wcale nie jest strasznie, zobaczcie:


Na wyspie jest zawsze ciepło, średnia temp roczna to 26 stopni C i jest wyższa, niż w Miami. Nigdy nie schodzi do 0C! :) Okres huraganów trwa od czerwca do października, więc w listopadzie było już po. Poza tym jest tam oczywiście podział na sezon suchy i deszczowy. Deszczowy jest od maja do października, a suchy od listopada do kwietnia -  co było widać, bo była tam masa ludzi!
Co ciekawe - w porównaniu do kontynentalnej części Florydy, opady deszczu i burze występują w godzinach popołudniowych, a w Key West opady deszczu najczęściej występują wczesnym ranem.
Przez cały nasz pobyt na szczęście ani razu nie padało, chociaż czasami zdarzały się chmury.

Byliśmy tam na pięć dni, zaczynając od piątku i to, co zauważyliśmy, to że strasznie dużo ludzi jedzie tam na weekend. Miejsce to jedno z niewielu w USA, gdzie można pić alkohol na ulicy, co było widać.. Nigdy nie widziałam tylu dorosłych, pijanych ludzi w jednym miejscu!....
Trafiliśmy na Festiwal Speed Boat Race, gdzie wieczorem na głównej ulicy była wystawa wszystkich łodzi biorących udział w wyścigach, a w dzień były wyścigi.

My za to w dzień chodziliśmy na plażę się opalać.


A wieczorem chodziliśmy np na Sunset Boulevard, gdzie codziennie masa ludzi idzie oglądać zachód słońca.


A po zachodzie słońca można iść sobie do różnych knajpek i jeść i pić.


W związku z tym, że z Key West jest bardzo blisko do Kuby - jest tu wiele bardzo dobrych, kubańskich restauracji. Jedna tak nam się spodobała, że za dwa dni znowu do niej wróciliśmy. Jedliśmy tam rybę Mahi -Mahi, którą oni nazywają też "białym delfinem", ale oczywiście nie jest to delfin (który jest chroniony i się go nie je, chociaż tak na marginesie- we Włoszech ostatnio wybuchła afera, bo niektóre restauracje serwują i sprzedają "pod stołem" mięso z delfina, chociaż to zakazane. Mięso jest ciemniejsze od tuńczyka, prawie czarne).
Ale wracając do ryby Mahi- Mahi- biała, pyszna i delikatna. Wyczytałam na necie, ze nazywa się po polsku Koryfena. Jedliśmy ją z dodatkiem z juki (smakuje prawie, jak ziemniaki) i chipsów zrobionych z platanów. Pycha! Oprócz tego krewetki na tysiąc różnych sposobów, np w wiórkach kokosowych- niebo w gębie! No i zawsze i wszędzie mojito albo innego rodzaju drinki z rumem:)




Wieczorem można też iść np do jednego z trzech portów, aby oglądać mniejsze i większe łódki, albo takie wspaniałe jachty.


Albo takie wspaniałe statki wycieczkowe.


Co jeszcze robiliśmy- w następnym odcinku:)

11 komentarzy:

  1. Na Key West byliśmy 2 razy. Pierwszy raz tylko kilka godzin i zakochałam się w tym miejscu, drugi raz na 3 dni, i trochę się zawiodłam, choć i tak uważam, że KW jest przepiękny i trzeba tam być :) Byliśmy w tej samej kubańskiej restauracji ;) Jedzenie mi smakowało, choć potrzebowałam chwili, żeby przyzwyczaić podniebienie do tych innych niż znane nam smaki. Fajnie tak popatrzeć jeszcze raz na tę słoneczną wyspę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez byłam już drugi raz- pierwszy był tylko na 2 dni i chyba podobało mi się bardziej:) Ale teraz też nie było źle:)

      Usuń
  2. Naprawdę cudowne miejsce - muszę się do ciebie zgłosić o szczegóły twojego wyjazdu- bo ciekawa jestem jak z paszportami itd.Zdjęcia cudne - naprawdę pozazdrościć.A temperatura 26 stopni mnie zawsze wydaje się niska:( nie wiem czemu.Jak jest z odczuwalnością takiej temperatury w rzeczywistości?
    Ps.Ubraliście choinkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak z paszportami? Normalnie- aby pojechać do Stanów musisz mieć paszport ważny przynajmniej 6 mies wstecz i wizę. Ja mam wizę na 10 lat. Twój G. jako Włoch potrzebuje tak samo paszport, natomiast wizę tylko tzw wjazdową, za którą się nie płaci i wypełnia tylko formularz online, drukuje i tyle.
      26 stopni w listopadzie to bardzo cieplo- normalnie to odczuwasz, jest gorąco, opalasz sie na plaży i kąpiesz w basenie lub w oceanie. U was nie ma w lecie lub późną wiosną 26C, ze nie wiesz jak to się odczuwa? Jak w Polsce w lecie np:)
      PS. choinka nie ubrana, bo my mamy zawsze żywą i stoi na balkonie na razie, bo boję sie, że się osypie do Świąt :)

      Usuń
    2. 26 stopni to średnia roczna, często jest dużo bardziej gorąco. My kilka razy mielismy po 30:)

      Usuń
    3. No właśnie w tym rzecz- ja mam paszport polski a wizy nie mam wcale. A teraz jest jeszcze Elena więc też nie wiem jak z nią. Wy jechaliście przez biuro podróży czy wszystko sama organizowałaś?Bo ja myślę,że z dzieckiem to postawimy raczej na biuro i wtedy tam nam powiedzą jakie dokumenty będą nam potrzebnie itd.
      Też bym chciała żywą choinkę- taki cudowny zapach lasu w domku:)
      Kochana ponieważ idę od jutra do pracy , chciałabym już teraz życzyć Tobie i S. cudownych , wesołych i pełnych miłosci Świąt Bożego Narodzenia , hucznego Sylwestra oraz spełnienia największych, najskrytszych marzeń w Nowym Roku:*)

      Usuń
    4. My organizowaliśmy wszystko sami. Ja z polskim paszportem jeżdżę, bo nie mam obywatelstwa włoskiego. Dla dziecka musisz mieć wyrobiony paszport. Wizę sobie wyrabiasz w ambasadzie amerykańskiej w Polsce, ale chyba można też w Rzymie.
      Jakbyś coś jeszcze chciała wiedzieć, to pisz na maila, pomogę jeśli mogę:)
      Dziękuję Kochana za życzenia, Wam też wszystkiego co dobre, spokoju i szczęścia i spełnienia marzeń w Nowym Roku! :*

      Usuń
  3. Key West to dla mnie leniwe przedpoludnia przy basenie, a hotel nomen omen nazywal sie EDEN HOUSE, rajdy po knajpach podczas lunchu i kolacji, słuchanie muzyki na zywo i tańczenie przy niej, byłam tam taka szczęśliwa i beztroska pomimo skonczonych 50 lat. Hippisowski tydzien ze wszystkimi "freaks" i obowiazkowe zachody slonca. Duzo tam spotykalismy ludzi w srednim wieku. Teraz piszę i patrzę na moim biurku leżą długopisy w tych piankowych wkladkach na puszki piwa, ze Sloppy Joe`s i Schooner Wharf Bar. Wzruszalam sie tez pamiecia o Hemingway`u na wyspie. Czekam na kolejne zdjecia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie my tak samo spędzaliśmy dni- do popołudnia plaża albo basen a wieczory to zachody słońca i łażenie, picie, jedzenie:)

      Usuń
  4. Grudzień to oczywiście Święta i Nowy Rok. Czas zastanowienia i refleksji nad tym co było i będzie a dla mnie również okres przygotowań do wyjazdu świąteczno-noworocznego.

    

Dlatego już teraz składam życzenia Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

    Ataner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję ślicznie i też życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku Ataner!

      Usuń